Okres ciąży
W tradycji kultury wiejskiej prokreacja uważana była za jedną z podstawowych funkcji rodziny. Na Śląsku na kobietę, która spodziewała się potomka mówiono, że: chodzi
w nadziei, chodzi inaksza, coś tam się piecze, chodzi grubo, jest w błogosławionym stanie.
Kobieta w ciąży otaczana była specjalnymi względami, musiała jednak podporządkować się pewnym przyjętym społecznie zakazom i nakazom, aby urodzić zdrowe i silne dziecko. Wierzono, że w tym szczególnym okresie kobieta i płód są narażone na wpływ otocznia, należało zatem przedsięwziąć wszelkie możliwe środki, aby przeciwdziałać złym wpływom.
Wśród kobiet spodziewających się potomka funkcjonowały mocno zakorzenione wierzenia, że na skutek tzw. „zapatrzenia się” ciężarnej, pewne cechy osób, przedmiotów, zwierząt mogą udzielić się dziecku.
I tak, w trosce o jego wygląd zewnętrzny, przyszła matka nie mogła patrzeć w ogień, bo jeśli przestraszyła się i dotknęła swojego ciała, to dziecko w tym samy miejscu mogło mieć czerwoną plamę. Nie powinna przyglądać się ludziom kalekim i chorym, ponieważ dziecko mogło urodzić się podobne do nich. Nie mogła patrzeć na gady i płazy, aby dziecko nie urodziło się np. z wyłupiastymi oczami. Podobnie sprawa wyglądała z oglądaniem zmarłych. Wierzono, że widok nieboszczyka niekorzystnie wpłynie na karnację noworodka.
W rezultacie przyszłe matki unikały udziału w pogrzebach. Przestrzegano również przed patrzeniem przez dziurkę od klucza, gdyż dziecko mogło urodzić się z zezem oraz przed przechodzeniem np. pod sznurami, aby uniknąć komplikacji podczas porodu i zaplątaniu dziecka w pępowinę.
Mniej znane i przestrzegane zakazy dotyczyły siadania na progu i kamieniu, bo mogło to wpłynąć na ciężki poród. Przyszła matka musiała także uważać na to, co nosiła w kieszeni fartucha. Nie mogły się tam znaleźć jajka – bo dziecko mogło szybko stracić włosy, ani ziemniaki – bo dziecko narażone zostałoby na chorobę wrzodową.
Powszechne było przekonanie, że ciężarnej nie wolno odmawiać, gdy poprosi o cokolwiek, bo i tak (w razie odmowy) ulegnie to zniszczeniu.
Poród
Do połowy XX wieku większość porodów odbywała się przeważnie w domu. Na Śląsku kobiety rodziły zazwyczaj pod opieką akuszerek zwanych hebama lub hejbama. W nagłych przypadkach poród odbierały starsze kobiety (baby, babicule), które posiadały dużą wiedzę w zakresie położnictwa i ziół.
Gdy rozwiązanie opóźniało się, ciężarna stosowała pewne zabiegi magiczne mające wpłynąć na pozytywny i szybki przebieg porodu np. potrząsała owocującym drzewem. Uważano także, że praca fizyczna do ostatniej chwili pozytywnie wpłynie na poród. Zgodnie z tym założeniem ciężarna sprzątała, bieliła ściany czy powlekała czystą pościel, wierząc, że jeśli dziecko przyjdzie na świat w takich warunkach będzie dbającym o porządek człowiekiem.
Przy porodzie (oprócz położnej, czy babiculi), asystowała także matka lub teściowa położnicy lub inna kobieta z rodziny: starsza siostra, szwagierka lub matka chrzestna. Gdy poród się przedłużał wzywano męża rodzącej, co miało wpłynąć pozytywnie na jego przebieg.
O nowo narodzonym dziecku mówiło się: syneczek, dziołszka, dziecie lub szpoczek.
Utrwaliło się przekonanie, że dziecko, które urodziło się w niedzielę lub święto będzie bogate i szczęśliwe, pomimo, że cechować go miało lenistwo i niechęć do pracy. Na urodzone
w piątek czekało smutne życie i brak powodzenia. Dziecko, które urodziło się w poniedziałek miał być leniwe, w wtorek pracowite. Dziewczynki, które przyszły na świat w środę, miały mieć powodzenie u chłopców.
Dużą wagę przykładano do łożyska, które zakopywano – najczęściej mąż lub matka –
w chlewie, aby zwierzęta dobrze się chowały lub pod owocowym drzewem, żeby dobrze rodziły. Innym miejscem mógł być np. próg, aby dziecko „trzymało się” rodzinnego domu. Przestrzegano zasady, aby było to miejsce osłonięte od deszczu, aby nie miało „złego, opłakanego” życia. Powszechnie panował przesąd o dzieciach urodzonych w tzw. czepku, czyli z błoną płodową na głowie. Wierzono, że będą miały szczęśliwe życie. Taki czepek przechowywano i wręczano dziecku, kiedy dorosło.
Pierwsza kąpiel
Z tą czynnością związane były liczne zabiegi magiczna. Wodę do kąpieli można było czerpać wyłącznie do zachodu słońca. Należało ją odpowiedni podgrzać, najlepiej w odkrytym naczyniu. Do takiej wody wrzucano np. monety lub obrączkę, aby uchronić dziecko przed biedą i zapewnić mu szczęście. Czasami do wody dodawano zioła, jajka, przedmioty z żelaza, ziarna zbóż lub święconą wodę, które miały wpłynąć na dostatek, zdrowie i siłę. Po kąpieli stosowano zabiegi mające na celu zapewnienie dziecku w przyszłości powodzenia u płci przeciwnej. Dlatego wykapanego chłopca akuszerka podawała najpierw babce, która brała go przez fartuch lub dół jakli, dziewczynce zakładano pieluchę sporządzona z męskiej koszuli. Wodę po kąpieli wylewano w ustronne miejsce, najlepiej pod drzewo, na trawę lub na kwiaty w ogrodzie.
Szczególna wagę przywiązywano do przyjęcia dziecka na łono rodziny. Po kąpieli podawano dziecko ojcu, który je całował i w ten sposób uznawał za swoje, następnie podawał je matce.
Połóg
Kobietę w połogu, trwającym około 6 tygodni, aż do wywodu nazywano położnicą. W tym okresie, jako „nieczysta” była poddana społecznej izolacji. Nie mogła wykonywać zajęć gospodarskich, ani wychodzić z dzieckiem za próg domu. Zalecano, aby kobieta w tym okresie nosiła przy sobie nóż, a w odzież wtykała igły i agrafki. Środkami zabezpieczającymi ją i dziecko przed złymi mocami, na które szczególnie była narażona w tym czasie były także: zioła (zwłaszcza dziurawiec i dzwonki, które uchodziły za rośliny odstraszające demony), woda święcona, czerwone tasiemki, które miały chronić przed „urocznym spojrzeniem”. Położnicę mogły odwiedzać jedynie zaprzyjaźnione kobiety, które zwyczajowo przynosiły jej dary np. rosół z koguta, barszcz, kaszę, ziemniaki, nabiał lub wódkę.
Obrzędowym zniesieniem ograniczeń związanych z połogiem była ceremonia kościelna zwana wywodem, będąca aktem błogosławieństwa dla matki i dziecka. Obowiązek ten dotyczył także kobiet, które urodziły martwe dzieci, lub ich dziecko zmarło po porodzie. Jedynie kobieta, która urodziła nieślubne dziecko nie mogła iść do wywodu. Po ceremonii zapraszano na ucztę zwaną wywodzinami, poczęsnym lub wymodlinami.
Chrzest
Najczęściej odbywał się na 2 lub 3 dzień po urodzeniu, aby nie narażać dziecka na czyhające niebezpieczeństwo. Dużą wagę przywiązywano do wyboru rodziców chrzestnych zwanych potkami, chmotrami, kumami. Starano się, aby były to osoby poważane, o dużym prestiżu
w danej społeczności, wierzono bowiem, że cechy charakteru rodziców chrzestnych przechodzą na dziecko.
Z wyjściem do chrztu, zachowaniem w kościele i powrotem do domu związane były różne wróżby i zabiegi dotyczące przyszłości dziecka. Do chrztu dziecko zwykle ubierała potka, uważając, aby do koszulki włożyć najpierw prawą rączkę, by dziecko nie było leworęczne. Do becika i czapeczki przyszywano kolorowe wstążki – dla dziewczynki różową, dla chłopca – niebieską. Przed wyjściem odmawiano głośno modlitwę, którą kończono formułą: „bierzemy poganina, przyniesiemy chrześcijanina”. Zdarzało się, że dziecko z domu wynoszono oknem, gdy dzieci w danej rodzinie chorowały lub umierały. Panowało przekonanie, że w drodze do kościoła i z powrotem zachowanie chrzestnych może wpłynąć na charakter dziecka, dlatego dużo rozmawiano, śmiano się i żartowano.
Chrzestni, którym czasami towarzyszyła akuszerka lub babka zanosili dziecko najpierw do kruchty. Wierzono, że dziecko wniesione do kościoła głównym wejściem może stać się szkodliwym demonem, morą. W kościele kumowie musieli przestrzegać pewnych reguł np. tego, aby nie wyprzedzać księdza, gdyż dziecko będzie chorowite. Jeśli ksiądz pomylił się podczas modlitwy, dziecko także mogło stać się demonem. Podczas okrążania ołtarza
w trakcie ofiary dziewczynkę trzymał chrzestny, co miało zapewnić jej powodzenie
u chłopców. Za ołtarzem oświetlano twarz dziecka, aby zapewnić mu urodę. Głośny płacz noworotka podczas chrztu miał zapewnić mu urodę i piękny głos.
W drodze do domu czasami wstępowano do karczmy, gdzie pito wódkę, jednak właściwy poczęstunek miał miejsce w domu, przy czym kumowie i zaproszenie goście przynosili ze sobą część pożywienia i wódki.
Autor: Katarzyna Gardecka
Bibliografia:
Folklor Górnego Śląska, red. D.Simonides, Katowice 1989;
H.Gerlich, Narodziny, zaślubiny, śmierć, Katowice 1984;
B.Ogrodowska, Polskie tradycje i obyczaje rodzinne, Warszawa 2012;
Tradycyjne zwyczaje i obrzędy śląskie, red. T.Smolińska, Opole 2004;